Dr Łukasz Kurek: Ile wolności posiadasz?
Wyobraźmy sobie następującą historię. Grupa naukowców stworzyła w laboratorium człowieka – nazwijmy go Panem Marionetką – który został zaprojektowany tak, aby popełnił jakąś zbrodnię, powiedzmy: morderstwo, podczas nieudanej transakcji narkotykowej. W procesie karnym Pana Marionetki obrona powołuje na świadka kierownika projektu naukowego, w ramach którego powstał oskarżony. Ów naukowiec, światowej klasy neurobiolog, w następujący sposób odpowiada na pytanie o jego relację z oskarżonym: „To naprawdę bardzo proste. Zaprojektowałem go. Starannie wyselekcjonowałem każdy gen w jego ciele i dokładnie zaplanowałem każde wydarzenie w jego życiu, tak aby stał się dokładnie tym, kim jest obecnie. Wybrałem jego matkę, wiedząc że pozwoli mu płakać godzinami zanim weźmie go na ręce. W podobny sposób wybrałem jego krewnych, nauczycieli i przyjaciół, mówiąc im, co powinni mu powiedzieć i jak go traktować. Wszystko szło zgodnie z planem, może z kilkoma wyjątkami. Zapewniam, że oskarżony nie zasługuje na karę”.
Historia ta przypomina scenariusz filmu science-fiction. Jednak jej autorzy, psychologowie Joshua Greene (Uniwersytet Harvarda) oraz Jonathan Cohen (Uniwersytet Princeton), twierdzą że każdy z nas przypomina Pana Marionetkę – i nie chodzi tu, szczęśliwie, o jego zbrodnicze czyny, lecz o faktyczny wpływ jaki mamy na nasze życie. O ile Pana Marionetkę zaprojektowano w laboratorium, my zostaliśmy zdeterminowani przez zdarzenia, które miały miejsce jeszcze zanim się urodziliśmy – jak choćby spotkanie się naszych rodziców – oraz prawa przyrody. Nawet jeśli prawa przyrody dopuszczają losowość – a zdaniem wielu tak właśnie jest, gdy idzie o prawa przyrody opisujące zdarzenia zachodzące na poziomie kwantowym – jest to losowość, na którą nie mamy przecież żadnego wpływu. Wszak czy możemy wpływać na prawa przyrody? Idąc dalej: jeśli jest tak, że nasze czyny determinowane są przez zdarzenia, na które nie mamy żadnego wpływu, to naturalną konsekwencją tego stanu rzeczy jest teza, że nigdy nie jesteśmy wolni. Pomimo, że czasem wydaje nam się, iż to my jesteśmy autorami naszych czynów – i to mało powiedziane: niekiedy przekonanie to jest po prostu niewzruszalne – wszystko to są jedynie złudzenia.
Powyższa konstatacja może budzić zaniepokojenie. Wiele idei oraz praktyk, które są na nich oparte wymagają istnienia wolności człowieka. Bez wolności, zupełnie lub przynajmniej w znacznym stopniu tracą one swoje uzasadnienie. Tak jest we wspomnianym powyżej scenariuszu, którego jednym z wątków jest proces karny Pana Marionetki. Czy pociągnięcie do odpowiedzialności prawnej, a następnie wymierzenie kary oskarżonemu jest sensowne w jego sytuacji? I co bardziej istotne: jeśli nasza sytuacja istotnie przypomina jego sytuację, to czy nasze praktyki związane z pociąganiem do odpowiedzialności prawnej oraz wymierzaniem kary nie tracą racji bytu? Niektórzy uważają, że – przynajmniej w znacznym stopniu – tak właśnie jest. Porzucić należy mrzonki o tym, że karę wymierzamy sprawcy dlatego, że jest winien zarzucanego mu czynu – wszak nikt nigdy nie ponosi winy za swoje czyny, gdyż nikt nie ma faktycznego wpływu na swoje zachowanie. Karę uzasadnić powinniśmy inaczej: odwołując się do możliwości odstraszenia sprawcy bądź innych osób od popełniania podobnych czynów w przyszłości. Jest to bowiem uzasadnienie skierowane w przyszłość. Poszukiwanie winy sprawcy dotyczy natomiast okoliczności popełnionego czynu, czyli zdarzeń przeszłych (np. czy w chwili popełnienia czynu mógł kierować swoim zachowaniem?). Argumentacja przyszłościowa wydaje się jednak odzierać ludzi z ich godności, jako że zasadza się na traktowaniu ich jedynie jako środków do celu, a nie celów samych w sobie.
Wymierzanie kary to tylko jeden z wielu przykładów sytuacji, w których zakłada się istnienie wolności człowieka. Inną, dla niektórych niewspółmiernie ważniejszą kwestią jest problem teodycei. Otóż w jaki sposób pogodzić niezaprzeczalny fakt istnienia na świecie zła – trudno oprzeć się przy tym wrażeniu, iż na świecie może istnieć zło w czystej postaci, jak choćby obozy zagłady – z istnieniem dobrego, miłosiernego Boga. Nierzadko argumentuje się, że rozwiązaniem tego problemu jest teza o obdarzeniu człowieka przez Boga wolnością. Niejako przenosi to odpowiedzialność za zło z Boga na człowieka. Lecz jeśli człowiek nie ma wolności, posunięcie takie jest niedopuszczalne.
Oto zapoznaliśmy się – w ogromnym i niesprawiedliwym, choć koniecznym – skrócie, z problemem wolnej woli. Jak widać, jest to rzeczywiście trudny orzech do zgryzienia. Wydaje się, że wolność jest niemożliwa w deterministycznym świecie, który nie dopuszcza rozgałęzień w swojej historii, czyli miejsc, gdzie coś mogłoby wydarzyć się inaczej. Z drugiej strony, istnienie wolności trudno wyjaśnić również w świecie indeterministycznym. Dopuszcza on co prawda rozgałęzienia, lecz to, w jaki sposób potoczny się historia w miejscach, gdzie może ona potoczyć się inaczej nie zależy od nas, lecz od ślepego trafu. Czy przypadkiem nie jest tak, że nie tylko rozwiązanie, lecz wręcz zrozumienie problemu wolnej woli przekracza nasze zdolności poznawcze? Innymi słowy, czy problem wolnej woli nie jest i nie pozostanie dla nas tajemnicą? Problem ten zostawmy filozofom. W zamian spójrzmy na wolną wolę oczami naukowca.
Z uwagi na bliski związek problemu wolnej woli z zagadnieniami determinizmu oraz indeterminizmu, w pierwszej połowie XX wieku ów problem był przedmiotem zainteresowania nie tylko filozofów czy teologów, lecz również fizyków. To właśnie fizyka jest bowiem tą dyscypliną, która może najbardziej przybliżyć się do odpowiedzi na pytanie, czy świat jest deterministyczny. Znany jest sceptycyzm Alberta Einsteina w odniesieniu do istnienia wolnej woli. Słynny fizyk stwierdził kiedyś, parafrazując Artura Schopenhauera, że „człowiek może robić to, czego chce, ale może chcieć tylko tego, co musi”.
Co ciekawe, w ostatnich dekadach zwolennikom istnienia wolnej woli rękawicę rzucili przedstawiciele nauk innych niż fizyka. Dynamicznie rozwijające się nauki kognitywne, w szczególności psychologia oraz neurobiologia, pozwalają na dostrzeżenie nowego typu zagrożenia dla wolności człowieka. Niebezpieczeństwo to polega na tym, że – jeśliby wierzyć doniesieniom kognitywistów – ludzie nie do końca zdają sobie sprawę z faktycznych przyczyn swojego zachowania. Niektórzy twierdzą wręcz, że wiedza człowieka o owych przyczynach jest wręcz marginalna. Tymczasem niewiedza o przyczynach zachowania wydaje się dla wolności zagrożeniem w tym samym stopniu, co determinizm czy indeterminizm. Łatwiej jednak wykazać, w jaki sposób te ostatnie stanowią dla wolnej woli niebezpieczeństwo i tym faktem można zapewne częściowo wyjaśnić, dlaczego to właśnie determinizm oraz indeterminizm były wiodącymi wątkami w sporach o wolną wolę.
Dlaczego niewiedza o faktycznych przyczynach zachowania ogranicza wolność? Otóż zachowanie człowieka można określić wolnym wówczas, gdy jest świadomy tego, co czyni. Wolnymi czynami są jedynie te czyny, które zostały świadomie wybrane przez człowieka, który ich dokonał i w przypadku których człowiek miał możliwość wglądu w ich konsekwencje. Oczywiście nie chodzi tu o świadomość wszelkich okoliczności czynu, jak choćby tego, że wiązał się on z wystąpieniem pewnych zjawisk elektrochemicznych w mózgu działającego, czy też tego, że zmienił tor lotu przelatującej nieopodal pszczoły. Dotyczy to jedynie tych okoliczności, które mają znaczenie dla człowieka, gdy podejmuje on decyzję o działaniu, a więc, przykładowo, tego, czy wypowiedzenie pewnych słów to kłamstwo lub też tego, że konsekwencją czynu będzie zagrożenie życia innej osoby.
Na pierwszy rzut oka wydaje się nieprawdopodobne, aby ów wgląd w przesłanki naszego działania był znacznie ograniczony. Przeczucie to stanowi kolejny wątek uzasadnienia niewielkiego zainteresowania związkiem pomiędzy niewiedzą o przyczynach zachowania a wolną wolą. Skąd bierze się to przeczucie? Dobrym kandydatem do wyjaśnienia jego genezy jest inna, bardziej fundamentalna intuicja: dostęp do treści naszego umysłu, a więc i do przyczyn naszego działania, wydaje nam się uprzywilejowany. Dostęp ten wydaje się bezpośredni i niepodważalny, inny niż dostęp do treści umysłów innych ludzi. Ten ostatni wydaje się pośredni, wymagający interpretacji zachowania drugiego człowieka. Nikt inny nie może znać treści naszego umysłu lepiej niż my sami. Intuicja ta jest przy tym tak silna, że stanowiła punkt wyjścia niejednego systemu filozoficznego. Być może najlepszym przykładem jest tutaj system Kartezjusza, który twierdził, że nasze przeświadczenia dotyczące zawartości naszych umysłów nie mogą być fałszywe.
Zgoła inaczej zapatrywać można się na introspekcję, gdy prześledzimy wyniki niektórych przynajmniej badań naukowych. Wydaje się, że na ich podstawie można śmiało postawić tezę, że wgląd w treść naszego umysłu wcale nie jest bezpośredni i w związku z tym uprzywilejowany, lecz ma on charakter interpretacyjny – podobnie jak dostęp do umysłu innych ludzi. I podobnie jak często mylimy się przypisując innym myśli, emocje czy pragnienia, tak też możemy się mylić przypisując myśli, emocje czy pragnienia sobie. Owe introspekcyjne błędy skutkować mogą przy tym konfabulacją, czyli nieprawdziwym wyjaśnieniem swojego postępowania.
Jednym z najprostszych i chyba również bardziej znanych typów badań ilustrujących zjawisko konfabulacji to badania dotyczące preferencji jednego spośród kilku identycznych produktów. Uczestnicy takich badań wykazują nierzadko skłonność do wyboru tego produktu, który znajduje się w środku prezentowanych opcji, uzasadniając to dostrzeżonymi różnicami w jakości owych produktów. Jednocześnie badani zdecydowanie odrzucają takie uzasadnienie ich wyboru danego produktu, które odwołuje się do jego położenia. Bardziej kontrowersyjne, i co za tym idzie jeszcze bardziej popularne, są badania mające na celu wykazanie, że proponowane przez badanych uzasadnienia ich rozwiązań różnorodnych dylematów moralnych nierzadko również stanowią jedynie konfabulację. Przykładowo, podawane przez badanych uzasadnienia mogą odwoływać się do praw i obowiązków człowieka, podczas gdy faktycznie ich decyzje powodowane są zabarwioną emocjonalnie intuicją, w której działanie badani nie mają wglądu.
Uważny czytelnik tego rodzaju literatury naukowej może odnieść wrażenie, że kognitywiści od jakiegoś czasu ścigają się, aby wykazać najbardziej szokujący przykład nieświadomości człowieka co do faktycznych przyczyn jego działania, które to przyczyny z pewnością uwzględniłby on, zastanawiając się nad tym, jak postąpić – gdyby tylko o owych przyczynach wiedział. Sytuacja ta może uważnego czytelnika przygnębić. Wydaje się jednak, że może ona mieć również pozytywne konsekwencje. Ograniczenia naszej wolności stanowią bowiem jeszcze jeden argument – tym razem wsparty autorytetem nauki – za ograniczeniem pewności siebie w ferowanych wyrokach dotyczących kwestii wszelakich. Dalece uproszczony obraz rzeczywistości, na którym owe sądy bazują, nie pozwala bowiem na właściwą ocenę przesłanek naszego rozstrzygnięcia.
Dr Michał Eckstein: Czy fizycy mają wolną wolę?
Na początku wypada zastrzec, że ani fizyka, ani matematyka, ani w istocie żadna z nauk przyrodniczych (ang. natural sciences) zasadniczo nie mówi nic na temat woli. Jest tak ponieważ pojęcie woli dotyczy przyczyny celowej, zaś rolą nauk przyrodniczych jest poszukiwanie przyczyn naturalnych. Innymi słowy, Przyroda – par excellence – niczego nie chce ani nie działa w żadnym celu. Nie jest to żadna jej zaskakująca własność stwierdzona empirycznie, a jedynie założenie metodologiczne. Żeby fizyka była fizyką, musi poszukiwać przyczyn naturalnych i tylko takich.
Z drugiej strony, fizyka – wbrew pozorom – mówi całkiem dużo i ściśle na temat wolności. Dzieje się tak, ponieważ fizyka opiera się na matematyce i, z konieczności, dziedziczy po niej koncepcję wolności. Najprościej rzecz ujmując mówimy, że w danej teorii fizycznej pewien parametr jest wolny jeśli nie jest on precyzyjnie ustalony w ramach matematycznej struktury tejże teorii. Na przykład, drugie prawo dynamiki Newtona F = a*m, wiąże ze sobą trzy zmienne, dwie jednak pozostawiając wolne. Jeśli bowiem znamy masę m ciała i jego przyspieszenie a, to siła F jest już przez te parametry zdeterminowana. Warto przy tym zauważyć, że, równoważnie, możemy zadać np. siłę i masę, a wówczas przyspieszenie będzie już ściśle określone. To znowu przejaw „wolności” – teoria nie precyzuje które z parametrów mamy ustalać.
Zauważmy przy tym, że parametry mogą być ograniczone przez jakieś reguły, a jednak wciąż wolne. Jeśli, na przykład, stwierdzamy, że x należy do zbioru {0,1}, to oczywiście logika zabrania nam utrzymywać, że x = 2, a jednak mamy pełną wolność twierdzenia, że x = 0, albo, że x = 1.
Matematyczny model to jednak tylko jeden z filarów fizyki – drugim jest empiria. Przy tym nie da się ściśle oddzielić teorii i eksperymentów. Dane doświadczalne mają sens tylko w ramach ustalonej teorii, zaś model matematyczny staje się teorią fizyczną tylko za sprawą wyników eksperymentów świadczących na jego korzyść. Skoro dana teoria zakłada, że pewne parametry są wolne, to doświadczenie musi to uwzględniać. Zazwyczaj oczekujemy, że eksperyment pozwoli ustalić niektóre z tych wolnych parametrów. Na przykład, Model Standardowy cząstek elementarnych nie precyzuje masy bozonu Higgsa. Została ona ustalona (oczywiście, z pewną dokładnością) dopiero na podstawie danych z akceleratora LHC w CERNie pod Genewą.
Z drugiej strony, pewne parametry muszą pozostać wolne, aby eksperyment w ogóle był eksperymentem. I tak wspomniany Model Standardowy nie precyzuje z jaką konkretnie energią zderzy się wiązka protonów, ani w jakim kraju powstanie akcelerator. Model mówi jedynie, że jeśli energia zderzenia wynosiła 10 TeV, to ślady cząstki Higgsa w zebranych danych będą miały określoną postać oraz że nie zależy to, rzecz jasna, od geopolityki naukowej. Testowanie teorii fizycznej polega na przeprowadzeniu wielu podobnych, ale jednak różnych eksperymentów. Aby cała procedura była wiarygodna, źródło owych różnic musi być wolne, tj. niezdeterminowane przez testowaną teorię.
Rozważając aspekt empiryczny metody naukowej, chcąc nie chcąc, napotykamy na kwestię woli. Nie ma jej i być nie może w samym przyrodoznawstwie, ale pojawia się jeśli spojrzymy na fizykę „z zewnątrz”. W rzeczy samej, wykonujemy jakiś eksperyment, w celu sprawdzenia danej teorii. Budujemy matematyczne modele, w celu zrozumienia danego zjawiska. Celowo konstruujemy urządzenia, które działają zgodnie z wolą użytkownika. Tak rozumiana wola jest rzeczywiście wolna w sensie matematycznym – mamy bowiem swobodę wyboru wolnych parametrów, tak w teorii jak i w praktyce. Nie wynika z tego bynajmniej, że powinniśmy widzieć przyczyny celowe wszędzie tam, gdzie nie znajdujemy naturalnych. Nasza wolność wyboru jest mocno ograniczona zarówno ze względu na strukturę teorii którą badamy, jak i z powodu niedoskonałości naszej aparatury badawczej. Jednak, aby uprawiać naukę, musimy móc, choćby w minimalnym stopniu, „zaskakiwać” Przyrodę naszymi pytaniami.